Dzieci vs samochody… czyli o nierównym wyścigu


Zarówno o dziecko, jak i o samochód trzeba dbać. Nakarmić, bo na pusto, to za długo nie pochodzi. Umyć, no bo jakoś musi się prezentować, a poza tym higiena to kwestia podstawowa. Zainwestować, bo jak pierdyknie rozrząd, to dalej nie pojedziemy, a jak Kubusiowi stopa rośnie, to przecież nie puścimy go w ciasnych butach.

A to czasem dzieciak walnie kupę w pampersa, tudzież galoty, a i samochód osrany, jak staniemy pod niewłaściwym drzewem. Podobieństw można by znaleźć o wiele więcej, ale na pierwszy rzut oka i tak widać ich wiele.

W nierównym wyścigu motoryzacji z noworodkami, dzieci niestety muszą uznać wyższość samochodów.

Dzieci vs samochody

W 2017 roku w Polsce urodziło się 403 tysiące dzieci, a nowych samochodów osobowych sprzedano około 485 tysięcy.

Postawiłem sobie w głowie pytanie: przecież ludzi nie stać na dzieci (bardzo często to słyszę, kiedy niepotrzebnie ktoś tłumaczy się z liczby dzieci), w takim razie jak to możliwe, że nowe samochody z salonu tak się sprzedają ?

Pewnie, że tych danych nie można zestawiać ze sobą i traktować poważnie. Bo samochody – rzecz jasna – mogą kupować ludzie w wieku poprodukcyjnym i Ci zdolni do stworzenia dziecka, odwrotnie już to nie działa. Mimo to,był jeszcze jeden czynnik, który mnie zainspirował do napisania tego tekstu. Trafiłem podczas słuchania wartościowych nagrań w samochodzie na cytat, który świetnie przypasował do mojego dzieciństwa, a mianowicie:

“ Kiedyś na moim podwórku było mnóstwo dzieci i jeden samochód, dzisiaj jest odwrotnie”

Zatęskniłem do sytuacji, kiedy mój kolega przychodził do mojego domu o 7 rano, aby mnie wyrwać na podwórko, a ja pośpiesznie łykałem śniadanie w biegu, tak, aby dołączyć do całej zgrai dzieciaków, jak najszybciej. To było coś cudownego. Całe dnie spędzane na harapaniu w gałę, albo na pykaniu w basket, tudzież gierkach typu: dwa ognie, szczurek, kapsle, podchody, chowanego i wiele innych. Magiczne chwile pamiętane do dzisiaj. Szczęśliwe chwile.

Dzisiaj dużo czasu spędzam na placach zabaw i widzę, że sytuacja zmieniła się dosyć diametralnie. My szalejąc na podwórkach i boiskach mieliśmy ogromną przestrzeń, a samochody za bardzo nam nie przeszkadzały. Pewnie zdarzył się jakiś niezadowolony sąsiad, który miał pretensje, że piłka odbija się od jego płotu, lub trafia w jego maluszka, ale takie życie, my i tak robiliśmy swoje. Byliśmy dziećmi i mieliśmy tego świadomość w pełni to wykorzystując.

Dzisiaj przy placach zabawach, na których bawią się moje dzieci, bardzo ciężko o wolne miejsce parkingowe, a i tabliczek z zakazem gry w piłkę coraz więcej. Pewnie, że świat się rozwija i ludzie – przynajmniej teoretycznie – są bardziej bogaci, a co za tym idzie stopień zabudowania wolnej przestrzeni pięknymi domami jest coraz wyższy, ale ludzie czy naprawdę na plac zabaw musimy wybierać się samochodem ?

To, że przestrzeni do przeżywania dzieciństwa jest coraz mniej – to jedno. Drugie to kwestia: kto ma tą przestrzeń zapełnić, skoro dzieci jest coraz mniej, a te, które są mają inaczej zaplanowany kalendarz na najbliższe miesiące.

Brak dzieciństwa w dzieciństwie

“Chcę dla moich dzieci jak najlepiej więc w poniedziałek mają angielski, we wtorek balet, w środę karate, w czwartek hiszpański, a w piątek w ramach relaksu lekcje śpiewu” – taki cytat – może trochę mniej podkręcony – udawało mi się usłyszeć już w mojej karierze taty kilkukrotnie. I nie mam tu na myśli 12-13 latków, choć i Ci w mojej opinii powinni mieć czas dla siebie, ale dzieci między 6 a 10 rokiem życia, które nie mogą narzekać na nudę.

wpis3.jpg

Ja też chcę, aby moje dzieci się rozwijały, ale najważniejsze jest dla mnie to, żeby miały szczęśliwe dzieciństwo. Dzieciństwo, w którym znajdą czas na bycie dzieckiem, a nie tylko robocikiem pracującym na swoją wielką przyszłość, która nie wiadomo, czy w ogóle nadejdzie.

Przy takim rozkładzie zajęć dla naszego dziecka stwierdzenie “nie stać nas na dziecko” nabiera zupełnie innego, realnego znaczenia. Myślę, że ważniejsze jest jednak pytanie: czy dziecko stać na taki wysiłek psychiczny, fizyczny, emocjonalny, i tak dalej ? Uważam, że zdecydowanie nie !

Czy moich rodziców było stać na mnie ?

Przypominając sobie pewne chwile, i próbując ocenić je przez pryzmat dzisiejszego świata, powiem uczciwie: moich rodziców chyba nie było na mnie stać. Widziałem jednak, że oprócz ich ogromnego wysiłku na rzecz spełnienia moich marzeń (chciałem grać w NBA) dali mi coś, na co wielu rodziców dzisiaj nie stać – miłość i dobre wychowanie.

Nie było kolorowo, nie zarabiali wiele, a czasem zdarzało się, że jedno zostawało bez pracy, ale nigdy nie powiedzieli lub nie dali mi odczuć, że ich na mnie nie stać. Byłem chcianym i oczekiwanym dzieckiem, mimo, że czasy nie były łatwe. Dzisiaj bardzo to doceniam i daje mi to niesamowitą motywację by to samo przekazywać moim dzieciom.

Czym jest dla mnie szczęście ?

Obudzić się rano, przytulić i ucałować najbliższych, wyjść do pracy zrobić swoje, wrócić i żyć normalnie, w zgodzie i umiarkowanym spokoju, ale wielkim pokoju. To wszystko zapętlać do końca życia ziemskiego.

To właśnie była moja definicja szczęścia, która dla innych może być niedorzeczna. Myślę, że właśnie to jak widzimy nasze szczęście, wpływa na to jakie w nim miejsce zajmują dzieci. Jeżeli chcemy żyć wygodnie i cieszyć się uciechami tego świata, objeżdżając go dookoła, dzieci mogą być delikatnym utrudnieniem. Jeżeli wygodne życie jest naszym celem, możemy nie wkalkulować wielu lat poświęconych na wychowanie dzieci, w jego harmonogram.

Jesteśmy wolni, i to nie wątpliwie jest wspaniałe. Każdy może układać swoje życie tak, jak ma na to ochotę. Sam czasem mam chęć – szczególnie kiedy ma fatalny dzień – rzucić to wszystko w diabły, ale wystarczy jeden uśmiech, jedno “kocham Cię tatusiu” i moje serce jest znowu we właściwym miejscu.

Wypad z tymi buciorami z mojego życia !

Nikt z nas nie pozwoliłby, aby ktoś wszedł do jego mieszkania i zaczął mu rozkazywać co ma robić, jak co ustawić, albo co jeść na obiad.

Niestety jest tak, że wpuszczamy do naszych domów takich “doradców”. Świat reklamy, który wciska się nam każdym możliwym sposobem, potrafi skutecznie wzbudzić niepokój w rodzinie.

Pewnie, że generalnie “ja to w ogóle nie reaguje na reklamy”, ale jednak przez lata ich oglądania nawet nieświadomie utrwalamy sobie pewne wyobrażenia i skojarzenia.

Kto ma dzieci ten wie, jak bardzo reklamy potrafią stworzyć potrzebę posiadania  u nich konkretnej zabawki. Specjaliści od marketingu wielkich korporacji piorą mózgi naszym dzieciom, tym samym nam. Bronimy się przed tym jak tylko możliwe, ale w taki właśnie sposób próbuje się nami sterować.

Czy nie można zatem stworzyć wrażenia, że mała rodzina to szczęśliwa rodzina ? Można. Rzadko widzę w telewizji – choć prawie nie oglądam – rodziny z piątką dzieci, które reklamują znane produkty. Taki model rodziny się nie sprzedaje.

Dziecko na kredyt ?

Gdy nas nie stać na samochód – bierzemy kredyt. Kiedy smartfon jest za drogi – wrzucamy go w raty. Dom wybudować za gotówkę, to niemal niemożliwe, także hipoteka na 30 lat, i jazda. To wszystko są nasze naturalne, lub częściowo wykreowane przez “doradców” pragnienia, dla których jesteśmy w stanie się poświęcić i pracować więcej i ciężej.

Czy jeżeli wielkim pragnieniem naszego życia jest dziecko, nie warto wpakować się w kredyt ? Kredyt na dziecko – brzmi zabawnie, ale może kiedyś będzie to hasło reklamowe jakiegoś z banków ?

Czy dziecko nie jest ważniejsze od smartfona, samochodu, nie wiem czego tam jeszcze ?

Suma sumarum

Nie jestem maniakiem rodzin wielodzietnych, i bardzo szanuję rodziców, którzy mają jedno dziecko. Ten tekst nie jest zachętą do pobierania 500+, ani też tekstem prorozrodrodczym, Jest tylko luźną rozkminką na temat dzieci.

Moje dzieci, zaraz po żonie, są dla mnie niesamowitym źródłem inspiracji. Od nikogo w życiu nie dostałem tyle bezinteresownej, szczerej miłości. Choć wkurzają mnie jak nikt inny, nikt inny też nie pokazuje mi nieba tu na ziemi, tak jak one. Generalnie jest to ciężkie do opisania.

I chyba nie stać mnie na posiadanie, tylu szkrabów ilu posiadam, ale mogę dać im jedno. Nędzną, kulawą, nieudolną, czasem bardzo zdenerwowaną, biedną, ale skierowaną na nich miłość. Bo za wszystko inne zapłacisz kartą mastercard, ale na miłość, nawet mimo złotego koloru, nie starczy limitu konta.

Na koniec chcę powiedzieć, że warto rozmawiać. W zagonionym świecie znajdując czas na dialog z partnerem, możemy dojść do nowych wniosków i decyzji. Bo są w życiu rzeczy, które warto i są rzeczy, które się opłaca – nie zawsze to co warto się opłaca i nie zawsze to co się opłaca warto

Dobrej nocy !

Parmesan Cheese

Porozmawiamy _

#zwyklytata #fajnierazem

 

13 myśli w temacie “Dzieci vs samochody… czyli o nierównym wyścigu

  1. Asia pisze:

    W dobie 500 plus dzieci przybyło 😋tak przynajmniej jest w mojej okolicy.
    Przyznaję Ci w 100 procentach racje co z tego????
    Brakuje czasu na rozmowy,bycie ,przytulanie a najlepsze paliwo to miłość
    Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

    • zwykly tata pisze:

      Z pewnością o czas nie jest łatwo zadbać, ale świadomość tego/tych, którzy są dla nas najważniejsi, daje sporą dawkę mobilizacji, aby to zrobić. Dziękuję za komentarz i zapraszam do obserwowania bloga, abyśmy mogli dzielić się swoimi opiniami 🙂 Pozdrawiam

      Polubienie

  2. Martyna pisze:

    Super wpis! Ujął Pan temat idealnie i moim zdaniem takie rzeczy powinny być w gazecie na pierwszej stronie a nie jakieś kolorowe bezwartościowe bzdury. Czekam na kolejny! ☺

    Polubione przez 1 osoba

  3. StaraPannaZKotem pisze:

    Bardzo mądry, wartościowy tekst… Zwłaszcza jeśli chodzi o rozmowę, o świadome podejmowanie decyzji, o świadome rodzicielstwo… Podoba mi się, że coraz więcej ludzi podchodzi do tego w taki sposób, a nie robi sobie dzieci, „bo taka jest kolej rzeczy”.
    Natomiast jeśli ktoś woli samochód i ajfona niż dziecko, to też dajmy mu prawo do tego wyboru 😉
    Bo nie wszyscy ludzie powinni mieć dzieci- to chyba już jest jasne od jakiegoś czasu…

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Martyna Anuluj pisanie odpowiedzi